Tekst powstał w lipcu 2017 roku (Sill believe Dennis! Tak, wiem – Fox i Tatum podpisali maxy…)
Droga była zawsze taka sama. Wychodziłem ze swojej klatki na ulicę, gdzie po kilku metrach skręcałem w prawo koło śmietnika. Odbijanie piłki dudniło między blokami, irytując najbardziej upierdliwych sąsiadów. Kilkanaście metrów za śmietnikiem skręcałem w lewo na „czarną dróżkę” – legendarny łącznik pomiędzy „Starymi Lipami” a „Kinem i Muszlą”. W lato wybierałem drogę pod drzewami, którą kończyła cieniutka dróżka na stary placyk. Przed nim „mała górka”, a w zasadzie „Górka”, będąca w czasie wojny bunkrem. Zawsze, od mniej więcej siódmego roku życia, kiedy zbliżałem się do tej górki, to czułem jak serce zaczyna mi przyśpieszać. Wiedziałem, że jak będę z niej schodził na boisko, to wszystko inne wokół przestanie istnieć. Jeszcze przed wejściem było słychać odbijanie kilkudziesięciu piłek, okrzyki, przekleństwa. Było widać tłumy chłopaków czekających w kolejce, aby zagrać na jednym z dwóch boisk. Na dużym grali zawsze starsi, rzadko kiedy mieliśmy szansę, ale na mniejszym każdy z nas mógł się pokazać.
Przez kolejne 10 lat mojego dzieciństwa nie było dla mnie rzeczy bardziej prawdziwej niż Marakan. Nic nie pozwalało tak się oderwać jak legendarne boisko, z którego zostały tylko wspomnienia. Boisko, na którym zdarłem kilka par dobrych butów. Boisko, na którym uciekaliśmy od dzisiaj śmiesznych problemów dzieci/nastolatków. Boisko, na którym nie jedna dziewczyna oddała się miłości swojego życia z Gimnazjum. I w końcu – boisko, które pozwalało na chwilę zamieniać się w naszych bohaterów. Wychodziłem rano, wracałem w nocy, uspokajając matkę dudnieniem piłki, które słyszała kilkadziesiąt metrów od domu, dopiero gdzieś między 22-gą a 23-cią. Echo niosło. Nikt z nas wtedy nie liczył czasu.
Dzisiaj czas ucieka, NBA się zmienia, dramy dotyczą nawet Gordona Haywarda, my się zmieniamy, Liga Letnia jest coraz lepsza. Dlatego tym przyjemniej podróżuje się w czasie, patrząc na poczynania obecnej klasy debiutantów, gdzie małpę na ramieniu pielęgnuje Dennis Smith Jr., wchodząc bez kompleksów na swoje prywatne boisko w Las Vegas – już dzisiaj wyglądając jak Rookie of The Year. U nas takim Smithem był legendarny Suchar…
Mam w swoim dużym łbie taki natłok myśli, że przy rozpoczęciu tego akapitu nie jestem w stanie się skupić. Przed oczami cztery pierwsze mecze Smitha Nitro (zostajesz w tyle, przegrywasz – take a look at the bat wing bitch!), który rozpoczyna swoją karierę w NBA od starcia z Chicago. Give and go passy, drive 2+1 po crossie – boom, trójka „na plecach” w izolacji – boom, sporo akcji pick and pop z Brandonem Ashleyem, energiczny coast to coast + body contact – boom. Nie jest przy tym wszystkim tak świeży jak w drugim meczu z Phoenix. Stawka jest większa, na parkiecie śmiga nr 4 Draftu Josh Jackson. Pierwsza akcja po shake move o lewą deskę – boom, shoulder move na Jacksonie, fade away z old schoolowym fake move – bang. Nitro, benzyna, płomień. Pomoc w obronie – może nie tak szybka, ale… boom. „Walę tróję” – po step backu, w opcji face up. Kolejne shoulder moves, kiedy Smith przyśpiesza na 6-7 metrze, w drugim koźle zmienia kierunek i tempo, mija co i kogo tylko może minąć, kończy mocno z lewej strony obręczy, zasłaniając się prawym barkiem (mistrzem był w tym Josh Hart w ostatnim sezonie dla Villanovy). To był częsty go to move, którym ogrywał momentami bezradnego Josha Jacksona. Boom, boom, boom. Serce znowu zaczyna przyśpieszać.
Smith Jr. nie miał litości w kolejnych dwóch meczach rewelacyjnych/letnich Mavs, dodając do swojego repertuaru ściąganie dwóch defensorów i szybkie odgrywanie do slashujących z rogów wingmanów, momentami próbując jakiś zalążek UCLA cuts. Izolacje, step backi, nitro, nitro, nitro, płomień, popiół. Właśnie popiół w ostatnim meczu Smitha z Sacramento zostawał z ludzi, kiedy ten zaczął w pierwszej kwarcie jako shooting guard obok Yogiego Ferrella, broniąc wyższego o jakieś 10 cm Justina Jacksona. Przez pierwsze 5 minut Dennis Nitro biegał sobie po zasłonach, trafiając rzuty z 45 stopni, głównie po prostych zasłonach pin down, dając również namiastkę kilku hustle plays przy piłkach 50/50. W drugiej kwarcie już jak playmaker splitował pick and rolle aż miło, sprawiając, że lecę slangiem w tym akapicie, ale nie mogę się zatrzymać. Smith przez pierwsze dwie kwarty był kurwa świetny, robiąc 15 punktów na Kings, którzy już w pierwszej kwarcie stracili De’Aarona Foxa z powodu – chyba – kontuzji kostki. Były też fragmenty, kiedy w niższym ustawieniu Nitro grał mini skrzydłowego, odgrywając piłki do rogów w inside-outside. Było w tym wszystkim od groma atletyzmu młodego Derricka Rose’a, był tez strach o kolano, kiedy Smith po prawie dunku dekady wylądował na wyprostowaną nogę, ale pozbierał się i wrócił szybko do obrony. Head fakes, cross court passy, znowu wjazdy na lewą stronę + prawe ramię. Chryste, nie mogłem się napatrzeć…
Podobnie było w NC State, kiedy Smith Jr. robił sobie momentami żarty w samej Konferencji ACC, ale jego historia (mniej lub bardziej znana) sięga nieco dalej niż gra w samej NCAA. Może i klasycznie, ale Dennis zaczynał jako typowy bench warmer w Trinity Christian School, ale podczas drugiego sezonu po rzuceniu 42 punktów zwrócił na siebie uwagę NC State. Wolfpack zaoferowali mu pełne stypendium jako pierwsi, lecz jego talent eksplodował, ściągając w ciągu dwóch kolejnych sezonów skautów z Duke, Kansas, Wake Forest, UNC i Louisville. Pomyślmy sobie teraz, że Smith omal nie wylądował u Mike’a Kryzewskiego w Duke, mając na uwadze wspólną grę z Jaysonem Tatumem i Harrym Gilesem, których później zamordował w Cameron Indoor Stadium, rzucając 32 punkty i rozdając 6 asyst. Widziałem ten mecz na żywo – warto zobaczyć to jeszcze raz i… jeszcze raz.
Spotkałem się w trakcie jedynego sezonu Smitha w NC State z opiniami, że wybrał łatwą ścieżkę rozwoju idąc do słabszego zespołu po minuty i piłkę w rękach. Rzeczywistość okazała się jednak inna, a wpływ na nią z pewnością miała kontuzja z wakacji 2015 podczas Adidas Nations w Garden Grove (California), kiedy Smith zerwał lewego ACL-a. Jak się później okazało, miał w kolanie o jedno więzadło więcej, czym może pochwalić się m.in. Adrian Peterson z New Orleans Saints i pozostałe 20% populacji. Dodatkowe więzadło pozwoliło na skuteczniejszy zabieg oraz szybszą rehabilitację, dlatego po dwóch tygodniach od zabiegu Dennis Nitro znowu dunkował…
Smith pauzował podczas ostatniego roku szkoły średniej, ale wykorzystał niepowtarzalną okazję i już w styczniu 2016 po ogarnięciu spraw szkolnych udał się na kampus NC State. Wybrał ostatecznie Wolfpack, ponieważ to oni wzbudzili w nim największe zaufanie, będąc na jego każdym meczu i dali spore możliwości rehabilitacji pod okiem specjalistów blisko domu. Dołączenie do Wolfpack podczas drugiego semestru dało Smithowi przewagę nad innymi freshmenami, ponieważ mógł szybciej uczyć się zagrywek i przygotowywać się fizycznie do sezonu 2016/17. Oprócz tego rozpoczął wcześniej naukę, zaliczając wszystkie wymagane przedmioty w pierwszych terminach, przedstawiając się tym samym wykładowcom jako licealny prymus. Po zajęciach raper, bloger, trochę aktor-amator, fan J. Cole’a.
Okazało się, że poważna kontuzja był trochę szczęściem w nieszczęściu. Smith poprzez ciężką pracę dotarł do wielkiej sceny akademickiej, będąc gotowym na ogromne wyzwania.
Wydaje mi się, że nie ma takiej rzeczy, na którą nie byłbym gotowy. Cokolwiek by to nie było. Spotkałem na drodze kilka nieszczęść, więc jestem gotowy na wszystko. Nie miałem łatwego startu i niekoniecznie od razu radziłem sobie ze wszystkim, ale jestem mentalnie gotowy na to co przyniesie życie. Nigdy nie ucieknę przed jakimkolwiek wyzwaniem.
Potwierdził to również Mark Gottfried, który jeszcze przed startem sezonu testował Dennisa Nitro tylko na treningach.
Wielu dobrych graczy twardo rywalizuje, ale jest też inna grupa chłopaków, którzy mają w sobie większe pragnienie zwyciężania. Dennis pokazuje to każdego dnia na treningach.
Jego charakter kreował się moim zdaniem w trochę utrudnionych warunkach wychowawczych, z tego względu, że Dennisa tak naprawdę wychowywał tato Dennis Senior, mający również u boku o dwa lata starszą córkę De’Airę. Kiedy w wywiadach lub artykułach amerykańskich pada temat jego matki… następuje pauza, albo odpowiedź, że „to historia na inną rozmowę”. Ale sama historia Dennisa Smitha Jr. to HISTORIA. To historia również jego ojca – pracowitego mężczyzny, który wziął na klatę życie i fakt, że jego żona i zarazem matka jego dzieci zniknęła, sporadycznie wykonując telefony, może kilka razy w roku.
To Dennis Smith Senior na drugim piętrze bloków Tera Gardens w Fayetteville wstawał w nocy i koił czule płacz swojego syna. Z drugiej strony był bezradny. Co miał odpowiedzieć dziecku, które w środku nocy chciało tylko i wyłącznie przytulić się do mamy? Gorsze rzeczy dzieją się na świecie, ale to przykre, przynajmniej w oczach rodzica.
Junior nie wiedział gdzie jego matka przebywała. Ja z resztą też nie wiedziałem, tak samo jak nie wiedziałem w jaki sposób mu ją zastąpić.
Dorastałem bez mamy, ale doceniam to kim jestem dzisiaj. Doskonale wiem, że to co wydarzyło się do dzisiaj, zawdzięczam mojemu tacie. To on był Dennisem Smithem Seniorem i on to zrobił. Doprowadził mnie do pozycji, w której mam życie jakie mam. Chcę doceniać fakt, że mogę być Dennisem Smithem Juniorem. To wiele dla mnie znaczy.
Więź dwóch Dennisów wydaje się z perspektywy nas (w większości rodziców) tak mocna, że Panowie razem będą w stanie przejść przez wszystko. Tak jak Senior, który jako dziecko pracował na polu kukurydzy, a potem jako nastolatek chodził na nocki do fabryki. W domu się nie przelewało i jak sam podkreśla – „byliśmy najbiedniejszymi dzieciakami w okolicy, ale każdy z mojego rodzeństwa pracował, więc chociaż nie chodziliśmy głodni i w podartych ubraniach.” Z biegiem lat dorabiał jako kierowca traktora na polach tytoniu, a po założeniu rodziny skupił się na własnym interesie, który szedł jak to interes – raz lepiej, raz gorzej. Dennis Senior wiedział, że Fayetteville nie da jego dzieciom dużych możliwości rozwoju, dlatego od początku wpajał im to co tak naprawdę normalny rodzic może wpajać swojemu dziecku – rozsądne rzeczy, a Ty na listę wpisz co chcesz.
Dlatego obok apartamentów Tera Gardens celem obu Dennisów stało się boisko do koszykówki, gdzie z biegiem czasu bawiące się tam dzieci w różnym wieku narobiły trochę szkód, zamieniając powierzchnię do grania w pobojowisko. Nie zniechęciło to szczególnie Dennisa Seniora, który po rozmowie z jednym z trenerów usłyszał, że w tak młodym wieku syna (6 lat) najważniejsze jest panowie nad piłką. Dennis Jr. w rękawiczkach kozłował owiniętą w reklamówkę piłkę w kurzu, błocie, dziurach i pewnie klockach piesków, ale mimo wszystko – dzisiaj to najważniejsza broń Nitro oprócz atletyzmu – ball handling. Skill, który szlifował również podczas rozgrywek AAU, już u boku swojego ojca trenera, kiedy ten podjął się coachowania po obejrzeniu kilku filmów i przeczytaniu kilku książek. Wydaje się to trochę absurdalne, ale Dennis Senior poświęcał dla dzieciaków z okolicy, znalazł w tym jakąś pasję i chciał dla syna jak najlepiej. To cichy i skromny człowiek. Anty LaVar Ball.
Umiejętności kozłowania, potem czytania gry, połączone z atletyzmem i dyscypliną stworzyły z Dennisa Smitha czołowy prospekt w NCAA, który u mnie nigdy nie wypadł poza pierwszy tier. To Dennis Smith niszczył Duke, to Dennis Smith jeszcze przed meczami wewnątrz Konferencji ACC zawstydzał momentami Markelle’a Fultza i Lonzo Balla, to Dennis Smith miał z Virginią Tech 27/11/11/5 czy 13/15/11 z Syracuse, i w końcu – to Dennis Smith wyglądał jak gracz z Top 3 Draftu, który nie tracił na talencie i nigdy dla mnie nie był gorszy niż Fultz, Ball, Jackson, czy będący później w Top 5 Fox. Dennis Smith nigdy nie zawiódł mojej nadziei na drugiego i bardziej atletycznego Chrisa Paula mimo, że pod koniec sezonu w NC State było widać w nim frustrację. Ludzie twierdzili, że ten wielki Dennis Smith odpuścił sobie końcówkę rozgrywek, ale co my ludzie możemy wiedzieć… Żyjemy w Polsce, a w Stanach dziennikarze nie wiedzą przecież wszystkiego. NC State ostatecznie nie zagrali w NCAA Tournament, zaliczając jeden z najgorszych sezonów ostatnich lat, tracąc również coacha Marka Gottfrieda. Smith zakończył sezon na poziomie 18/6/5 plus 45% z gry i 36% za trzy. I nagle zaczął spadać w Mockach…
Do dzisiaj nie wiem dlaczego m.in. Draft Express od lutego miał Smitha poza Top 3, zaś od marca już poza Top 5. Nie rozumieliśmy tego z Maćkiem, tak samo jak przez głowę nie mógł się przemielić fakt, że poza pierwszą rundą nagle znajdował się Bam Adebayo. Ostatecznie od maja Smith rankowany był między pickami 8 a 10, co było nadal niezrozumiałą opcją, a ja sam szukałem przyczyn. Czy to był ten zerwany ACL, po którym w NCAA nie było śladu? Czy to była ta końcówka sezonu, która i tak była okej? Co wpłynęło na to, że Smith był bliski wypadnięcia poza Top 10? Jak inaczej miałem to sobie wytłumaczyć? Nie potrafiłem, bo ciężko wytłumaczyć spekulacje, że nowy Chris Paul, mający 48 cali verticala i feeling do gry może wypaść do drugiej dychy loterii.
Czekanie się opłaciło. Smitha odpuścili z numerem 8 New York Knicks, z szóstką zrobili to samo Orlando Magic – to były dwa teamy, które tak naprawdę bardzo potrzebowały kogoś takiego, wyłączając z tej grupy zakochanych w Foxie Sacramento Kings. Rodzina Smitha i szczególnie jego ukochana babcia Gloria wiedzieli, że po picku Knicks młody Nitro ostatecznie wyląduje w Dallas. To niesamowite, że Smith trafił do tak dobrze zarządzanej organizacji i również niesamowite jest to, że… się ostał do dziewiątego picku. Jego związek z Mavericks wisiał w powietrzu, szczególnie po tym w jak profesjonalny sposób skautowali go Mark Cuban ze swoją świtą, który wspomina proces poznawczy.
To było na początku postrzeganie nad rzeczywistością. Rozmawialiśmy z ludźmi wokół niego, rozmawialiśmy z ludźmi, z którymi pracował i trenował. Nie wypłynęły z tego żadne negatywne rzeczy. Było dokładnie na odwrót – świetny kolega z drużyny, ale z drugiej strony ciężka sytuacja w zespole i zwolnienie trenera z boku. Postrzeganie nie okazało się rzeczywistością. Musieliśmy to sprawdzić dla siebie.
Cuban zaangażował m.in. Dona Kalksteina, psychologa sportowego Mavericks, który po dłuższym wywiadzie ze Smithem stwierdził, że było to jedno z lepszych spotkań w jego karierze. Donnie Nelson i Michael Finley podczas 30-minutowego spotkania zadali mu również kilka pytań i byli wręcz zachwyceni mieszanką pewności siebie i zarazem ciepłego człowieczeństwa Smitha. Rick Carlisle stwierdził, że w życiu nie spodziewał się, że Smith wypadnie poza Top 5. Na wewnętrznej tablicy Mavericks nigdy nie wypadł poza Top 5 ich potrzeb.
I nawet tuż po samym Drafcie 2017, kiedy surowy wobec rookies i rozgrywających Carlisle na gorąco i trochę nad wyraz stwierdził, że Smith będzie mógł być starterem, to dzisiaj wydaje się to coraz bardziej realne. Podczas lotu na Ligę Letnią do Vegas Nitro nie gra w karty z kolegami. Dwu i półgodzinny lot jest dla Smitha kolejną nauką z czystych chęci, kiedy ten dosiada się do Ricka Carlisle’a i zaczynają oglądać różne zagrywki na tablecie. Obaj Panowie studiują ofensywę i dyskutują na temat odpowiedzialności rozgrywającego, w międzyczasie wymieniając się celnymi spostrzeżeniami z obu stron, co docenia guru Mavs.
Jego oczy zaczynają błyszczeć kiedy włączy się film z zagrywkami.
Plus…
Uważam, że posiada niesamowite zdolności, które muszą zostać uwidocznione. To wszystko będzie leżeć w naszych rękach. To wszystko będzie zależeć od Marka, ode mnie, od naszego sztabu trenerskiego, od naszych trenerów motorycznych i personalnych. Nie deklarujesz zawodnikowi bycia lub zostania twarzą organizacji. Musisz mu w tym pomóc jak najlepiej potrafisz. I to będzie nasz główny plan.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Smith zna swoje słabości oraz miejsce w szeregu. Nie ma w jego wypowiedziach buńczuczności, stylowego wożenia. Bije od niego jakaś taka wciągająca prawda i obiektywizm, bo przecież Dennis Jr. nie będzie grał z kiepskimi partnerami. Matthews, Barnes i Nowitzki wydają się być dobrą otoczką dla debiutanta.
Z pewnością będę musiał popracować nad obroną. Nie będę szukał na siłę rzutów. Wszystko przyjdzie naturalnie.
Markelle Fultz, Lonzo Ball, Jayson Tatum, Josh Jackson, De’Aaron Fox, Jonathan Isaac, Lauri Markkanen, Frank Ntilikina… Dennis Smith Jr. Żaden z tych graczy nie znajduje się na wyraźnie wyższej półce niż Dennis Nitro, który będzie grał z tzw. „chimp on the shoulder”, czyli z małpą na ramieniu. Małpą będzie ogromna chęć udowodnienia ludziom, że się mylili. Małpą będzie niesamowita pokusa mordowania graczy w chytrych zagrywkach Mavericks, kiedy wszystkie skille Smitha Jr. zostaną spuszczone z mocnego łańcucha. Jego małpą na ramieniu będzie tak naprawdę on sam, ponieważ tylko on jest dla siebie jakąś granicą. Bo granicami przestała być nawet matka, z którą za pomocą siostry odnowił kontakt jakieś dwa lata temu. Bo granicami przestały być pieniądze, kiedy w dniu Draftu prosił tatę o drobne na coś do jedzenia, a jutro w końcu kupi babci auto. Granicami przestały być spekulacje skautów, którzy podczas Ligi Letniej w Vegas muszą zmieniać co kwartę obsikane spodnie. Dennis Smith Jr. nie ma przed sobą żadnych granic. Widać szeroki horyzont w Dallas, gdzie łodzią jeszcze kieruje 40-letni Dirk Nowitzki – ostatni gwiazdor i twarz organizacji, który może przekazać pałeczkę skromnemu chłopakowi z Fayetteville. Czy fani Dallas nie mogli sobie lepiej tego wymarzyć?
Dennis Smith Jr. niszczy ludzi na moim boisku, boi się go nawet Suchar, a dosłownie nikt w promieniu czterech najbliższych osiedli nie jest w stanie go zatrzymać. Z lekkim niedowierzaniem stoję na górce – dzięki Dennis… Za to, że znowu mogę na niej stać.